Powrót do Salwadoru rok po przyjęciu Bitcoina

Węzeł źródłowy: 1754668

To jest opinia redakcyjna autorstwa Rikki, odkrywcy bitcoinów, autora i współgospodarza podcastów „Bitcoin Italia” i „Stupefatti”.

Wszystko jest gotowe na kolejną wielką przygodę.

Plecaki wypchane, odprawa już zakończona, taksówka czeka na nas z włączonym silnikiem, przed frontowymi drzwiami. Mamy zamiar po raz kolejny przepłynąć ocean.

W zeszłym roku opisaliśmy adopcję Bitcoina w Salwadorze zaledwie kilka miesięcy po wejściu w życie ustawy. Spędzili tam 45 dni bez gotówki i kart kredytowych, żyjąc wyłącznie na bitcoinie. Naszym celem było wydostanie się ze strefy komfortu turystów i bitcoinowych influencerów, typowej Bitcoin Beach i stolicy San Salvador, zagłębienie się w bardziej odległe obszary, aby sprawdzić, czy naprawdę można robić zakupy i płacić bitcoinami na popularnych rynkach małych podmiejskich wsi, spotykając się z mieszkańcami najuboższych terenów, aby dowiedzieć się, co tak naprawdę myślą Satoshi Nakamoto's wynalazek.

To była niesamowita podróż.

Wracamy do Salwadoru, aby zobaczyć, co zmieniło się ponad rok po uchwaleniu ustawy. Spędzimy cały miesiąc w Salwadorze, próbując ponownie tam zamieszkać, wydając tylko bitcoiny. Będzie łatwiej czy trudniej niż rok temu?

Ale tym razem nie będziemy się do tego ograniczać. Podczas naszej podróży zwiedzimy Gwatemalę, Kostarykę, Panamę i Honduras — wszystkie kraje, w których kilka lokalnych społeczności organizuje się spontanicznie, próbując eksperymentować z ekonomią alternatywną z bitcoinem. Cieszymy się, że możemy odkrywać nowe horyzonty i poznawać nowych ludzi. Będziemy podróżować z plecakiem przez 11 tygodni i czujemy się uprzywilejowani.


Nasz samolot startuje punktualnie z lotniska Linate w Mediolanie. Przed nami 24 godziny podróży — w sumie trzy przesiadki, Frankfurt, Toronto i wreszcie San Salvador.

Kiedy docieramy na miejsce jest godzina 8:XNUMX i już ciemno. Kontrola paszportowa przebiega bardzo szybko iw mgnieniu oka opuszczamy lotnisko. Ogarnia nas intensywny, wilgotny upał. Przyloty są przepełnione ludźmi. Atmosfera jest świąteczna, typowa dla Ameryki Środkowej.

Nasza taksówka już na nas czeka. Zarezerwowaliśmy to z Włoch. Podróżujemy z otwartymi oknami, rozglądając się. Powietrze jest świeże.

Docieramy do celu, płacimy (oczywiście w Bitcoinach) i wskakujemy prosto do łóżka. Czeka nas długi sen.

Źródło: autor

Podróżowanie bitcoinami z Salwadoru

Źródło: autor

Mimo 24 godzin podróży budzimy się o świcie, uderzeni w twarz przez jet lag.

Dla każdego, kto przyjeżdża do Salwadoru i chce żyć z bitcoinów, priorytet jest jeden i tylko jeden: łączność. Bitcoin jest pieniądzem internetowym i zależy od internetu. Nasze włoskie karty SIM tutaj są martwe, bezużyteczne, ponieważ roaming jest tak drogi. Moja firma telefoniczna ostrzega mnie SMS-em, gdy tylko wylądujemy, że koszt przeglądania wyniesie 2 $/Mb. Zdzierstwo.

Misją dnia jest więc zdobycie lokalnych kart SIM i oczywiście zapłacenie za nie w bitcoinach.

Próbujemy zorientować się w Google Maps za pomocą hotelowego WiFi, pobieramy listę pobliskich sklepów z telefonami i ruszamy na zwiedzanie.

Nie musimy iść bardzo długo, aby zdać sobie sprawę, że bardzo źle obliczyliśmy: wszędzie wokół nas wszystkie sklepy są zamknięte.

Zatrzymujemy przechodnia, aby poprosić o wyjaśnienie, a on prawie ze śmiechem odpowiada, że ​​dzisiaj jest „el Día de los Muertos” i że jest to święto państwowe — na pewno zastaniemy wszystko zamknięte, z wyjątkiem dużego centrum handlowego na końcu ulicy.

Zdajemy sobie sprawę, że to nasza jedyna nadzieja i idziemy dalej.

Kiedy docieramy do centrum handlowego, jest faktycznie otwarte, ale nie wszystkie sklepy w środku są. Firma telefoniczna jest oczywiście zamknięta. Pytamy w okolicy i dowiadujemy się, że jest otwarta apteka, która sprzedaje również karty SIM. Brzmi dziwnie, ale warto spróbować. Wchodzimy i to prawda, logo firmy telefonicznej jest wyraźnie widoczne na środkowym blacie. Pytamy, czy możemy zapłacić bitcoinami, ale ekspedientka odpowiada, że ​​przyjmuje tylko gotówkę. Szkoda.

Tymczasem robimy się głodni i zauważamy, że kilka restauracji ma na oknach logo Bitcoin i Strike. Możemy skorzystać z darmowego Wi-Fi w centrum handlowym, więc wybieramy jedno i wchodzimy do środka. Dajemy znać kelnerowi, że szukamy jedzenia, ale możemy zapłacić tylko naszym bitcoinem. Siada nas, ale szybko zdajemy sobie sprawę, że coś jest nie tak, ponieważ widzimy, jak kelner ociąga się i konfabuluje z kasjerem restauracji. Po kilku minutach podchodzi do nas i niepocieszony mówi nam, że nie można już płacić bitcoinami. Zgodzili się na to przez kilka miesięcy, ale potem zrezygnowali. „Zbyt skomplikowane i za mało transakcji” — mówi. Wstajemy i wychodzimy rozczarowani.

bitcoin podróżujący po salwadorze

Źródło: autor

bitcoin podróżujący po salwadorze

Źródło: autor

Następnego dnia polowanie zaczyna się od nowa. Sklepy wokół nas wreszcie są otwarte, a miasto wraca do miejskiego chaosu, który tak dobrze pamiętamy. Chodzimy po omacku, ponieważ nasze telefony wciąż nie są połączone, więc postanawiamy zachować ostrożność i wrócić do tych sklepów z telefonami, które zauważyliśmy już dzień wcześniej.

W sumie jest ich czterech lub pięciu, ale żaden z nich nie akceptuje bitcoinów. Jesteśmy zdumieni; ostatnim razem, gdy tu byliśmy, znalezienie kart SIM zajęło nam mniej niż godzinę.

Ostatni sklepikarz jest bardzo miły i poleca duże centrum handlowe, w centrum Colonia Escalon, jednego z najważniejszych gangów miasta.

To trochę daleko, ale warto spróbować. Wiemy, że to nasza najlepsza opcja, ponieważ, jak powiedział, w Salwadorze są kioski i sklepy dla każdego operatora telefonicznego. Wygląda obiecująco.

Dojście pieszo zajmuje nam nieco ponad czterdzieści minut — dzień jest trochę pochmurny i niezbyt upalny.

Przechodzimy przez wejście do centrum handlowego do dużego holu i nasze twarze się rozjaśniają. Budek telefonicznych musi być co najmniej kilkanaście. Zaczynamy pytać. Nie przejmujemy się stawkami ani planami telefonicznymi, wszystko czego potrzebujemy to łączność. Niestety jednak nikt nie chce naszego bitcoina.

Idziemy na górę, a potem znowu na górę. Dziesiątki małych straganów sprzedają doładowania do telefonów, tanie smartfony, akcesoria i elektronikę. Ale bez kości. Kiedy mówimy, że możemy płacić tylko bitcoinami, patrzą na nas ze zdumieniem. Są bardzo uprzejmi i prawie wszyscy przepraszają. Ale reagują tak, jakby samo słowo „bitcoin” było czymś, co należy do odległego wspomnienia. Jakby to było coś, o czym nie słyszeli od bardzo dawna.

Na najwyższym piętrze znajdują się jednak rzeczywiste sklepy firm. Wielkie showroomy, wszystkie oświetlone i pełne personelu. To jest to, myślimy.

Zaczynamy od Claro, giganta telefonicznego tutaj w Ameryce Środkowej, ale ich odpowiedź jest taka, że ​​mogą nam sprzedawać doładowania w bitcoinach, ale nie mogą robić nowych aktywacji. Najwyraźniej winna jest polityka korporacyjna. Następnie próbujemy w dużym sklepie Tigo firmy Movistar, ale nic nie otrzymujemy.

Nasza ostatnia deska ratunku nazywa się Digicel i czujemy, że zaraz zemdlejemy, gdy zobaczymy logo Bitcoin wiszące na kasie. Od razu pytamy, czy możemy za nie kupić trzy karty SIM. Sprzedawczyni jest zaskoczona, pyta przełożonego — a odpowiedź jest twierdząca.

To wbrew pozorom nie jest łatwa sprawa. Urzędnicy rozmawiają ze sobą przez co najmniej piętnaście minut, aby znaleźć urządzenie, na którym zainstalowany jest portfel Chivo i zapamiętać hasło do aktywacji aplikacji. Najwyraźniej tutaj też nie widać wielu transakcji Bitcoin. Ale w końcu udaje im się wygenerować kod QR Lightning i transakcja zostaje zrealizowana.

Udało się: jesteśmy połączeni.

bitcoin podróżujący po Salwadorze

Źródło: autor

bitcoin podróżujący po Salwadorze

Źródło: autor

W porównaniu do zeszłego roku do Salwadoru przyjechaliśmy miesiąc wcześniej. Wydaje się, że to mała rzecz, ale robi wielką różnicę. Jesteśmy u progu pory deszczowej. Oznacza to, że pogoda jest co najmniej kapryśna. Poranki są na ogół ciepłe i słoneczne. Ale często po południu, w ciągu kilku minut niebo zakrywają chmury i zaczyna padać. Deszcz na tych szerokościach geograficznych io tej porze roku to coś trudnego do opisania. Trzeba to zobaczyć. Nienormalna ilość wody jest wyrzucana na ziemię, wszystko na raz. Powszechny potop. Apoteoza. Potem, kilka godzin później, z taką samą szybkością, wraca czysta pogoda, jakby nic się nie stało.

Z tego powodu musimy się schronić, spędzając kilka godzin w zamkniętych pomieszczeniach. Korzystamy z okazji, aby trochę popracować. Planujemy resztę podróży i próbujemy wynająć samochód, oczywiście płacąc za to naszym bitcoinem. Przyzwyczailiśmy się już do tej rutyny. Wymaga to trochę cierpliwości i kilkudziesięciu telefonów. Żadna z dużych wypożyczalni samochodów nie akceptuje bitcoinów, ale często robią to małe lokalne firmy. Najlepiej zadzwonić do nich bezpośrednio i zapomnieć o Avis, Budget i innych.

bitcoin podróżujący drutem kolczastym w Salwadorze

Źródło: autor

Bitcoin z Salwadoru podróżuje pięknymi zielonymi liśćmi

Źródło: autor

Rozeszła się wiadomość, że wróciliśmy do miasta i wielu lokalnych przyjaciół Bitcoinerów zaprasza nas na randki. Wielu z nich chce z nami porozmawiać o tym, jak dzisiejszy Salwador wrócił do względnego bezpieczeństwa po wielkim strachu wywołanym odrodzeniem się starć gangów, które rozpoczęły się pod koniec marca. To były okropne miesiące, które naprawdę sprawiły, że ludzie obawiali się najgorszego. Wszystko zaczęło się, gdy ponownie wybuchła rywalizacja między gangami przestępczymi w ciągu kilku dni było prawie 100 morderstw. Powódź krwi.

Chociaż ofiary były w większości członkowie gangu, jak ich tutaj nazywają, rząd nie mógł siedzieć bezczynnie i zareagował żelazną ręką, ogłaszając stan wojenny, wysyłając policję i wojsko oraz organizując szereg operacji specjalnych. Następne miesiące były, jak nam powiedziano, naprawdę trudne. Podróże były ograniczone do obszarów domowych, obowiązywała godzina policyjna, a miasta nocą były opustoszałe. Na drogach podmiejskich i głównych obwodnicach miast znajdowały się punkty kontrolne. Aby opanować sytuację, potrzeba było ponad 55,000 55,000 aresztowań. XNUMX XNUMX w kraju liczącym nieco ponad sześć milionów ludzi.

Nam, „ludziom Zachodu”, trudno jest zanurzyć się w takiej rzeczywistości. To coś niewyobrażalnego.

Krytyka płynęła oczywiście również pod adresem rządu Salwadoru. Wiele międzynarodowych stowarzyszeń humanitarnych potępia systematyczność naruszenie praw człowieka w więzieniach. Mówi się o torturach, arbitralnych więzieniach i procesach doraźnych.

Dziś w kraju nadal obowiązuje stan wyjątkowy. Ustawy specjalne nie zostały jeszcze wycofane. Mówi się nam, że nadal trwają operacje policyjne, zwłaszcza na bardziej peryferyjnych obszarach kraju. Przechwytywana jest cała komunikacja komórkowa, nawet nasza, a policja w każdej chwili może bez ostrzeżenia zamknąć całe tereny, wprowadzić godzinę policyjną, ustawić punkty kontrolne i przeprowadzić aresztowania.

Ale dzisiaj sytuacja jest spokojna i możemy obserwować z pierwszej ręki.

Naprawdę trudno jest nam osądzić i jesteśmy w kropce, jeśli chodzi o podjęcie decyzji. Z jednej strony głęboko wierzymy, że brutalność nigdy nie jest usprawiedliwiona. Ale nie możemy też zaprzeczyć, że cieszymy się, gdy twarze naszych przyjaciół są wreszcie spokojne i zrelaksowane, gdy cieszymy się deszczem.

W przyszłym tygodniu opuścimy stolicę, aby zebrać dowody na adopcję Bitcoina w mniej zaludnionych obszarach kraju. Robimy to dla naszego nowego projektu, Bitcoin Explorers, którego celem jest kronika wpływu tej technologii na całym świecie, zwłaszcza na rynkach wschodzących. Na naszym kanale Youtube możesz oglądać dziennik podróży z tego pierwszego tygodnia spędzonego tylko w Bitcoinach w Salwadorze. Jeśli chcesz połączyć się z nami bezpośrednio, Twitter or Instagram to nasze ulubione kanały mediów społecznościowych.

bitcoinowi podróżnicy w Salwadorze

Źródło: autor

praca zdalna w El Salvador papusa

Źródło: autor

To jest post gościnny autorstwa Rikki. Wyrażone opinie są całkowicie ich własnymi i niekoniecznie odzwierciedlają opinie BTC Inc lub Bitcoin Magazine.

Znak czasu:

Więcej z Magazyn Bitcoin